Wyobraź sobie człowieka, który idzie chodnikiem. Chodnik dawno nie odnawiany bywa wyboisty i podziurawiony, więc człowiek wpada co jakiś czas do głębokiego dołu, z którego bardzo ciężko się wydostać. Z trudem, ale jednak wygrzebuje się, zasapany, zmęczony wysiłkiem. Chwilę odpoczywa, wstaje, otrzepuje zabrudzone ubranie, sprawdza, czy dobrze pamięta kierunek, w którym podążał – i idzie dalej.

Ale chodnik wciąż czeka na remont. Dlatego nasz człowiek wpada do następnej dziury. Zdziwiony, że spotyka go znowu podobna przykrość, po raz kolejny wypełza, zlany potem, zdzierając sobie nadgarstki. Chwilę odpoczywa. Spogląda w górę, na niebo, które koi go swoim spokojem i stabilnością. Podnosi się, poprawia nadszarpnięte guziki, sprawdza kierunek i kontynuuje swoją podróż.

Kiedy historia zatacza koło i kolejny dół przerywa wędrówkę, odbierając siły, sprawiając ból i dezorientując wędrowca, podróżnik postanawia przysiąść i przeanalizować co robi źle, że do dziur wpada zawsze w taki sam sposób. Po długich rozmyślaniach postanawia, że będzie ostrożniejszy. Kontynuuje wędrówkę uważnie kontrolując otoczenie, omijając pęknięcia, łukiem obchodząc wszystkie doły, które przypominają mu o tym jak trudno było się z nich wydostać i jak bardzo się boi, że następnym razem już może zabraknąć mu sił.

Wędrowiec przestaje wpadać w dziury. Kiedy jednak siada na trawie, aby nieco wypocząć nagle dochodzi do niego coś przerażającego. Rozgląda się nerwowo, ale nie potrafi odnaleźć odpowiedzi.

Nasz podróżnik, zajęty omijaniem niebezpiecznych dołów i badaniem pęknięć na drodze, zgubił kierunek, w którym podążał…